wtorek, 1 października 2013
"Intruz" Stephenie Meyer
Tytuł oryginalny: The Host
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2008
Liczba stron: 568
Kategoria: fantastyka
Ocena: 5/6
Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć.
Zasięgłam po ta książkę po tym jak Stephenie Meyer zadebiutowałam saga Zmierz. Po przeczytaniu całej serii, która mi się podobała bardziej niż ekranizacji, postanowiłam sięgnąć po kolejną jej książkę, bo skoro poprzednie były dobre to czemu by ta nie. I nie zawiodłam się. Intruz bardziej mi się podobał i zafascynował swoją fabuła od sagi Zmierzchu. Wampiry i wampiry. Jest wiele książek o wampirach i szczerze trochę mi się przejadły, ile można o nich czytać.
Zaintrygowało mnie to, że pomimo tego iż Wagabunda powiedzmy "ukradła ciało Melanii" to potrafiły one dojść do porozumienia a nawet się zaprzyjaźnić , by uratować osoby które obie kochają. Jestem wielka podziwu dla Wagabundy, która (chociaż nie jest człowiekiem) chciała oddać życie za ludzi (nie tylko za tych których kocha), bo także za Kaila który chciał ją zabić była gotowa zginąć tylko po to żeby jego uratować. Żeby poświęcić własne życie za kogoś innego trzeba naprawdę bardzo mocno i szczerze kochać ta osobę, skoro jego życie jest ważniejsze niż własne.
Chociaż bardzo podziwiam Wagabundę to trochę tez jej nie rozumiem, nigdy bym nie poświęciła własnego życia dla wroga np. Kaila czy Łowczyni. Ale właśnie tak autorka przedstawiła "dusze", które zawładnęły ludźmi i światem, że mimo wszystko są dobre i pomocne dla wszystkich.
Patrząc z perspektywy Melami, która nagle obudziła się bez możliwości ruszania swoim ciałem, bez jakiekolwiek interakcji ze światem zewnętrznym, to i tak uważam że dobrze to znosiła. Ja na jej miejscu pewnie już dano bym się poddała gdy bym była bezsilna i nawet nie mogła ruszać własnym ciałem, a tym bardziej gdy ktoś inny by za mnie myślał i rozmawiał ze mną w mojej głowie. Albo bym zwariowała z tej niemocy.
Co do filmu: popełniłam jeden podstawowy błąd, obejrzałam go w czasie czytania książki, no ale nie mogłam już dłużej wytrzymać i uległam. Jak zwykle uważam że książka jest o niebo lepsza od filmu, chociaż muszę przyznać, że film też mi się podobał. Oczywiście niektóre watki różnią się od siebie, ale wiem że nigdy nie da się dokładnie odzwierciedlić tego co jest w książce. Albo po prostu reżyser ma inne wyobrażenie o tym.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
"Intruz" grzecznie sobie czeka, aż wreszcie się za niego zabiorę. A będzie to prawdopodobnie jakoś bardzo niedługo - przynajmniej mam taką nadzieję :)
OdpowiedzUsuńI zapraszam cię serdecznie na rozdanie u mnie na blogu :)
U mnie też długo leżała na półce i czekała aż się doczekała;)
UsuńJa też mam w planach tę książkę. Czytam o niej dobre recenzje.
OdpowiedzUsuńU mnie ta książka leżała 2 lata na półce zanim ją przeczytałam;)
UsuńFilm to totalna porażka! A książka przypadła mi do gustu i czekam na kontynuację :)
OdpowiedzUsuńnaczytane.blog.pl
Mi film się podobał
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że książka o niebo lepsza od filmu :)
OdpowiedzUsuńJak dla mnie książka i film są bardzo dobrę;)
Usuń