środa, 30 października 2013

Październikowy stosik

Jak ten czas szybko leci. To już drugi stosik na blogu który wam prezentuję. Znowu nie jest zbyt duży, ale mam nadziej że po małych kroczkach w następnych miesiącach będą moje stosiki rosły;)
Ostatnio mam mało czasu na czytanie i mam jeszcze zaległe książki z poprzedniego stosiku i nie tylko, więc nie wiem kiedy te książki przeczytam. Teraz mam trochę więcej czasu bo zbliżają się święta to myślę że trochę nadgonię ;)

A oto ten właśnie stosik:


1. "Lśnienie" Stephen King - już od wielu lat znam film na podstawie tej książki, ale jakoś nigdy nie mogłam się zebrać i przeczytać tę książkę.
2. "Doktor sen" Stephen King - gdy dowiedziałam się że jest druga część Lśnienie to stwierdziłam, że właśnie przyszedł czas żeby zapoznać się z tymi obydwoma książkami ;)
3. "Opus. Zakazana księga" Andreas Goessling - książka wygrana w jakimś konkursie z gazety. Szczerze nie pamiętam już z jakiej.
4. "Opus. Łowcy księgi" Andreas Goessling - tą część znalazłam w antykwariacie na PKP w Częstochowie za 10 zł.


Ten miesiąc nie był owocny pod względem czytania. Niestety, albo stety udało mi się przeczytać tylko 3 pozycję: "Kronika ptaka nakręcacza" Murakamiego TUTAJ recenzja, "Wielki Gatsby" recenzja TUTAJ i "Gra anioła" Zafón'a której recenzji jeszcze nie ma bo najpierw chcę zrecenzować "Cień wiatru" a potem "Gra anioła". Mam nadzieję że uda mi się to w najbliższym czasie zrobić.


Na tym kończę i do listopada oby nie zbyt zimnego;)

piątek, 25 października 2013

"Życie Pi" Yann Martel


    Tytuł oryginalny: Life of Pi
    Wydawnictwo: Albatros
    Rok wydania: 2012
    Ilość stron:400
    Kategoria: Literatura piękna

 
    Ocena:  5+/6  


O tej książce dowiedziałam się... no właśnie. Od jakiegoś czasu jeszcze przed tym jak wyszedł film to widziałam za każdym razem jak byłam w kinie thriller owego filmu. Więc pomyślałam sobie że poczytam o czym ten film wogóle jest i tak natrafiłam na wzmiankę o tym że film powstał na podstawie właśnie tej książki.

 Ranna zebra, orangutan, hiena cętkowana, szczur i tygrys bengalski… Taka menażeria to nie najlepsze towarzystwo w dryfującej po oceanie szalupie. Niestety szesnastoletni Pi Patel po zatonięciu japońskiego frachtowca, na pokładzie którego wraz z rodziną i zwierzętami z prowadzonego przez ojca zoo płynie z Indii do nowej ojczyzny, Kanady, nie ma żadnego wpływu na dobór towarzyszy niedoli. Grupa rozbitków, wśród których – poza orangutanem – Pi Patel jest jedynym dwunożnym stworzeniem, szybko się kurczy, aż pozostaje tylko on i tygrys. Odyseja przez Pacyfik staje się walką o życie – z żywiołem, głodem i, przede wszystkim, z olbrzymim kotem, z którym w bezpośredniej konfrontacji chłopiec nie miałby żadnych szans. By utrzymać zwierzę z dala od siebie, musi na niewielkiej powierzchni szalupy oznaczyć swoje terytorium i stać się osobnikiem alfa.

Chłopiec na szalupie. Hmmm. Pierwsza moja myśl jak można zrobić książkę o przebywaniu na szalupie. Myślę sobie. Przecież ta książka musi być strasznie nudna. Bo  ile można napisać o pływaniu w jednej małej szalupce po morzu. A jednak i można. I o dziwo książka wogóle nie posiada nudnych fragmentów. Każda kartka jest zapełniona tak że przykuwa cały czas uwagę czytelnika.

Yann Martel napisać wspaniałą książkę, z oryginalną fabułą. Pomyślicie jak oryginalną? Co oryginalnego jest w dryfowaniu po morzu na szalupie. A no właśnie to że nasz bohater Pi nie jest na tej szalupie sam tylko z tygrysem bengalskim, jednym z najstraszniejszych drapieżników na świecie. Jestem w wielkim podziwie dla autora, który z czego prostego stworzył coś oryginalnego i za razem ciekawego.  Są tu wspaniale opisane czynności jakim poddaje się Pi podczas tych wielu dni "samotności". I tu jest właśnie przykład jak z czego prostego można stworzyć coś ciekawego.

Jeśli jeszcze nie czytaliście to naprawdę zachęcam to przeczytania jak i także do obejrzenia filmu.

wtorek, 22 października 2013

"Hobbit, czyli tam i z powrotem" John Ronald Reuel Tolkien


Tytuł oryginalny: The Hobbit, or There and Back Again
    Wydawnictwo: Wydawnictwo Iskry
    Rok wydania: 2011
    Ilość stron: 315
    Kategoria: Fantastyka

 
    Ocena:  6/6 



 Arcydzieło literatury fantasy (w Iskrach wydane po raz pierwszy w 1952 roku). Baśniowy, przemyślany w najdrobniejszych szczegółach fantastyczny świat oraz barwne postaci i ich wspaniałe przygody. Autor szuka w swej powieści odpowiedzi na podstawowe pytania o źródła dobra i zła.
Akcja "Hobbita" dzieje się jeszcze przed "Władcą pierścieni". Głównym bohaterem jest hobbit Bilbo Baggins, który w czasie jednej ze swoich podróży znajduje pierścień... który okazuje się magiczny. Bilbo nie wiedząc do końca jakie właściwości magiczne ma pierścień używa go do zabawy. Bo gdy założy się ów pierścień to staje się niewidzialnym. "Hobbit" opowiada właśnie cała historię od początku do końca, jak to się właściwe stało że pierścień trafił do Bilba.

Tolkien jak zwykle stworzył wspaniały, magiczny świat fantasy. Gdzie wszystko jest możliwe, gdzie istnieją wspaniałe i przepiękne krainy. Żyję rożne istoty (hobbity, elfy, orki, krasnoludy a nawet i ludzie), gdzie bitwy są na porządku dziennym, gdzie jest dobro i niestety zło. Ale na szczęście jak na dobrą powieść przystało dobro zacięży. Tolkien potrafi wspaniale kreować postacie, które są charakterystyczne i jedyne w swojej postaci. I za to pokochałam jego twórczość. Człowiek czytając zagłębia się w ten cudowny świat, utożsamia się z bohaterami i przeżywa razem z nimi.

"Hobbita" przeczytałam specjalne przed rozpoczęciem "Władcy Pierścieni" bo jak by nie było to to co jest opisane w "Hobbicie" dzieje się przed tym co jest w "Władcy Pierścieni". Chociaż jest to moje pierwsza książka Tolkiena jaką przeczytałam, to od pierwszej kartki jestem zafascynowana jego twórczością. Jestem dozgonną fanką filmów "Władcy Pierścienia" jak i odkąd wyszedł także "Hobbita" i z utęsknieniem czekam na jego dalszy ciąg. 

Książkę można by powiedzieć przeczytałam jednym tchem. Może dlatego, że było to kilka dni przed premierą filmu i chciałam po prostu zdążyć. A później nastąpiło rozczarowanie bo okazało się że film będzie ukazywać się w trzech częściach co roku! I tak czekam i czekam, ale na szczęście jest już październik czyli do kolejnej premiery coraz bliżej;)

piątek, 18 października 2013

"Wielki Gatsby" Francis Scott Fitzgerald

 

   Tytuł oryginalny: The Great Gatsby
   Wydawnictwo: ZNAK
   Rok wydania: 2013
   Ilość stron: 224
   Kategoria: Proza

   Ocena:  3/6


Nowy Jork, mafia i jazz. Klasyka w znakomitym przekładzie Jacka Dehnela.

Nowy Jork, lata 20. Jazz, prohibicja, gangsterskie porachunki. Czas wielkiego kryzysu i równie wielkich profitów. Czas, kiedy droga od pucybuta do milionera była najkrótsza.

Jay Gatsby dostaje się w tryby przestępczego półświatka i wielkiej finansjery. Marzy o pieniądzach, władzy i tej jedynej kobiecie. Traci miłość, przyjaciół i szacunek do siebie samego. Światła wielkiego miasta i kropla szampana to jedyne szczęście, do jakiego zdolne jest „stracone pokolenie”.

Porywający styl i doskonały warsztat tłumacza – Jacka Dehnela – sprawiają, że Wielki Gatsby zyskuje nowe życie, stając się powieścią niepokojąco aktualną i boleśnie bliską. Obowiązkowa pozycja na półce każdego kolekcjonera klasyki.


Zastanawiam się jak opisać tą książkę, bo szczerze nie mam pojęcia co mogła bym o niej napisać. Książka jak dla mnie nie jest zła, ale wielkiej rewelacji też nie ma.

Postać Gatsbiego? Hmm. Nie utożsamiam się z nią w ogóle.  Nie urzekła mnie ani trochę. Jak dla mnie Gatsby to nic innego jak stary, bogaty zrzęda, który tylko chwali się tym swoim wielkim bogactwem, przez urządzanie przyjęć. Gdy pod koniec dowiadujemy się że nasz bohater zostaje zamordowany, to jego śmierć w ogóle mnie nie poruszyła. Przyjęłam ją ze spokojem jak i nawet spodziewałam się tego. Chociaż to nie on był winny i nie zasłużył sobie na taki los. Jedyne co mnie w tej książce poruszyło to to, że choć tyle ludzi odwiedzało Gatsbiego to nikt z nich nie zjawił się na jego pogrzebie. Tak to jest, ludzi interesowało tylko jego pieniądze, przychodzili to niego dla nich, a nie dla tego. I dlatego jest mi go żal. Jak dla mnie lepiej nie mieć pieniędzy, ale mieć przyjaciół. Śmierć jest straszna, ale śmierć bez przyjaciół którzy przyszli by się pożegnać jest jeszcze gorsza.


wtorek, 15 października 2013

"Kronika ptaka nakręcacza" Haruki Murakami


   Tytuł oryginalny: Nejimaki-dori kuronikuru
   Wydawnictwo: MUZA
   Rok wydania: 2004
   Ilość stron: 672
   Kategoria: Literatura piękna

   Ocena:  6/6



Mój plan: przeczytać wszystkie książki Murakamiego. Nie wiem czy uda mi się to spełnić, ale postaram się. Moja przygodę z Murakami zaczęłam od "Kronika ptaka nakręcacza". W czasie czytania tej książki dowiedziałam się że Murakami był nominowany na Literackiej Nagrody Nobla, ale niestety nie dostał jej. Szkoda. Ale widocznie byli lepsi od niego.

W tej książce autor jest ludzkim wcieleniem owego ptaka nakręcacza, który na drzewach swoim ostrym głosem zdaje się nakręcać sprężynę całego świata. Lektura przekona nas, że życie jest szalone wszędzie i zawsze, że absurd jest codziennym doświadczeniem człowieka. Jesteśmy wciągnięci w wir faktów i przeżyć, w splątane kłębowisko wszelakiej dziwności istnienia, w okrutną :ironię dziejów", w "ironię losu" jednostek, w nierozpoznaną do końca tajemnicę każdej osobowości, złożonej ze sprzecznych, walczących ze sobą, świadomych i podświadomych cech natury ludzkiej. Cała ta sfera, tak smętna, a nawet tragiczna, zawiera w sobie również czarny humor, niemal zabawową fantastykę, hazardową grę z rzeczywistością.

Powieść Murakamiego dzieje się w dzisiejszej japońskiej codzienności, wiemy, co bohaterowie jedzą, jak mieszkają, ubierają się, pracują lub nie, jak się kochają w łóżku, w snach lub w wyobraźni. A jednocześnie jesteśmy jakby na innej Planecie.

"Kronika ptaka nakręcacza" to nic innego jak opis, życia Toru Okady. Którego życie zaczyna nabierać dziwny obrót. Bezrobotny Toru, traci najpierw kota, potem jego żona nagle bez wyjaśnienia odchodzi. Wydaje się że Toru z tego wszystkiego zaczyna wariować. Spotykają go dziwne rzeczy, dzwonią do niego różne kobiety, pierwsza która uważa że się znają rozmawia z Toru przez telefon w sposób dziwny i erotyczny. Kolejna chce się z nim spotkać w sprawie z kotem, potem w sprawie zniknięcia żony. Następna to siostra, drugiej z kobiet, z którą Tour ma romans przez... sny. Także poznaje dziewczynę mieszkającą w okolicy, która stara mu się pomóc znaleźć kota, i odkrywa na opuszczonym placu obok dom przy którym stoi studnia i co robi? Wchodzi do niej i siedzi kilka dni. Mi też czasami zdarza się siedzieć nic nie robić i myśleć, ale nigdy nie wpadła bym na to, żeby to robić w studni. Na szczęście u mnie studni nie ma i dobrze bo jeszcze po tej książce naszły by mnie coś i bym do niej jeszcze weszła;)

Powiem tak. Ta książka nieźle mi zakręciła w głowie, nigdy jeszcze nie czytałam tak pokręconej książki. Autor stworzył, oryginalny, pozytywny i nieźle zakręcony świat. 
Z tego co mi wiadomo to wszystkie książki Murakamiego są takie, powiedziała bym oryginalne. Pewnie i tak nie muszę was zachęcać do zapoznania się z literaturą Murakamiego, ale i tak to napiszę. Naprawdę bardzo polecam, zapoznanie się z tą książką bo naprawdę warto. Jeśli jeszcze nie czytaliście żadnej książki tego autora to myślę, że będziecie (tak jak ja) pozytywnie zaskoczeni;)

czwartek, 10 października 2013

"Wichrowe wzgórza" Emily Jane Brontë


   Tytuł oryginalny: Wuthering Heights
   Wydawnictwo: Bellona
   Rok wydania: 2013
   Ilość stron: 368
   Kategoria: Literatura romantyczna

   Ocena:  3+/6



Pora wreszcie zabrać się trochę za klasykę literatury, zaczynając od "Wichrowych wzgórz" już od dawien dawna planowałam ją przeczytać i dopiero niedawno udało mi się.

Namiętność przegrywa z rozsądkiem – Catherine wychodzi za innego mężczyznę.
Oszalały z bólu i upokorzenia Heathcliff nie zamierza się poddać, a chęć zemsty staje się sensem jego życia. Czy nad Wichrowymi wzgórzami ciąży fatum niespełnionej rozpaczliwej miłości?

Namiętność, zdrada i groza – Emily Brontë była pierwszą kobietą, która ośmieliła się pisać w tak odważny sposób. Wielokrotnie ekranizowana powieść wciąż porusza miliony czytelników i wzbudza ogromne emocje. "Wichrowe wzgórza" – obok "Przeminęło z wiatrem" i "Anny Kareniny" – okrzyknięto jedną z największych historii miłosnych wszech czasów.


Piękna, wzruszająca historia. Takie mniemanie miałam o tej książce po tym jak kiedyś w dzieciństwie obejrzałam jedną z adaptacji filmowych. Jak to dziecko nie zawsze zapamiętuję wszystko. Po przeczytaniu miałam zupełnie inne odczucia. Jak dla mnie to nie jest piękna, wzruszająca historia miłosna. Dla mnie jest do dramat. Młode osoby (czasem nawet nie pełnoletnie) umierają, i to w skutek nieszczęśliwej miłości. Chociaż moim zdaniem sami sobie zgotowali taki los to czytając książkę, może nie płakałam, ale byłam smutna i poruszona ich losem.

Słyszałam też opinie, że Heathcliff to postać romantyczna. Romantyczna? Jak dla mnie nie było w nim ani grama romantyzmu. Był nikczemny i samolubny. Jak można postępować tak z ludźmi? Gardzić nimi, wyżywać się na nich.
Heathcliff przez odtrącenie Cathy, po jej śmierci znęca się nad jej córką tylko dla tego, że przypomina mu ona jego ukochaną.

Chociaż książka sama w sobie nie jest zła to ze względu na Heathcliffa nie przeczytała bym jej jeszcze raz.

niedziela, 6 października 2013

"Klub Miłośniczek Czekolady" Carole Matthews


Tytuł oryginalny: The Chocolate Lovers' Club
Wydawnictwo: G+J Gruner&Jahr
Rok wydania: 2011
Ilość stron: 356
Kategoria: Literatura obyczajowa

Ocena:  4+/6


Zapomnijcie o brylantach – to czekolada jest najlepszym przyjacielem dziewczyny!

Niektóre kobiety są uzależnione od zakupów, inne nigdy nie mają dość szampana. Są takie, które lubią usiąść z dobrą książką, inne wolą wyjść wieczorem z domu. A Lucy Lombard nie może żyć bez czekolady. Gęsta, kremowa, słodka, przepyszna czekolada jest niezastąpiona. W dodatku potrafi wszystko wyleczyć, od złamanego serca po ból głowy. Tę miłość Lucy podzielają trzy najlepsze przyjaciółki: Autumn, Nadia i Chantal. We cztery tworzą doborową grupę – Klub Miłośniczek Czekolady. Zawsze gdy pojawia się kryzys, spotykają się w swoim sanktuarium – kafejce Czekoladowe Niebo. Kiedy chłopak, który obiecuje wierność, nadal zdradza, szef flirtuje, mąż okazuje się nałogowym hazardzistą, a w małżeństwie brakuje miłości, można się zwierzyć przyjaciółkom i wzmocnić nadwątlone siły czekoladą.


Kiedy życie daje ci w kość, sięgnij po czekoladę!
Jak radzić sobie ze stresem:

1. Weź głęboki wdech
2. Policz do dziesięciu
3. Zjedz czekoladę

„Klub Miłośniczek Czekolady” Carole Matthews to powieść smakowita, zabawna i wzruszająca. Losy czterech niepowtarzalnych kobiet z całkowicie rożnych światów jednoczy uzależnienie od czekolady.


Na początku myślałam co to jest? Pewnie jakieś zwykłe romansidło. A jednak nie, chociaż może podchodzi to pod romans, to jest też w tej książce dużo humoru i oczywiście czekolady;) Zazdroszczę bohaterką tego, że mają siebie nawzajem i mogą zwierzyć się ze wszystkiego, a przy okazji, że dzielą wspólne zamiłowanie do czekolady. Sama uwielbiam czekoladę, ale w takiej ilości jak bohaterki to chyba nie potrafiła bym jej spożywać. Nie chodzi tu o kalorię, tylko mój organizm chyba nie dał bym rady z taką ilością cukru.

Ta książka jest przyjemna i lekka w sam raz na taka pogodę jaka nas niestety zaczęła nawiedzać od jakiegoś czasu. Kiedy za oknem jest zimno i ponuro to jedyne co zostaje to zwieść coś ciepłego do picia, przykryć się kocem i zanurzyć się w lekturze. Książka może nie jest wysokich lotów, ale na jesienne wieczory w sam raz;)

Sięgłam po tą książkę zafascynowana jej tytułem. Odwróciłam ją, przeczytałam opis i stwierdziłam, że muszę ją koniecznie przeczytać, bo ja tak samo jak bohaterki nie mogę się oprzeć czekoladzie. Polecam nie tylko tym którzy lubią czekoladę, ale także tym którzy wręcz przeciwnie jej nie nawiedzą. Chociaż nie wiem jak można nie lubić czekolady.

wtorek, 1 października 2013

"Intruz" Stephenie Meyer


   Tytuł oryginalny: The Host
   Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
   Rok wydania: 2008
   Liczba stron: 568
   Kategoria: fantastyka

   Ocena: 5/6

Przyszłość. Nasz świat opanował niewidzialny wróg. Najeźdźcy przejęli ludzkie ciała oraz umysły i wiodą w nich na pozór niezmienione życie. W ciele Melanie jednej z ostatnich dzikich istot ludzkich zostaje umieszczona dusza o imieniu Wagabunda. Wertuje ona myśli Melanie w poszukiwaniu śladów prowadzących do reszty rebeliantów. Tymczasem Melanie podsuwa jej coraz to nowe wspomnienia ukochanego mężczyzny, Jareda, który ukrywa się na pustyni. Wagabunda nie potrafi oddzielić swoich uczuć od pragnień ciała i zaczyna tęsknić za mężczyzną, którego miała pomóc schwytać. Wkrótce Wagabunda i Melanie stają się mimowolnymi sojuszniczkami i wyruszają na poszukiwanie człowieka, bez którego nie mogą żyć.

Zasięgłam po ta książkę po tym jak Stephenie Meyer zadebiutowałam saga Zmierz. Po przeczytaniu całej serii, która mi się podobała bardziej niż ekranizacji, postanowiłam sięgnąć po kolejną jej książkę, bo skoro poprzednie były dobre to czemu by ta nie. I nie zawiodłam się. Intruz bardziej mi się podobał i zafascynował swoją fabuła od sagi Zmierzchu. Wampiry i wampiry. Jest wiele książek o wampirach i szczerze trochę mi się przejadły, ile można o nich czytać.

Zaintrygowało mnie to, że pomimo tego iż Wagabunda powiedzmy "ukradła ciało Melanii" to potrafiły one dojść do porozumienia a nawet się zaprzyjaźnić , by uratować osoby które obie kochają. Jestem wielka podziwu dla Wagabundy, która (chociaż nie jest człowiekiem) chciała oddać życie za ludzi (nie tylko za tych których kocha), bo także za Kaila który chciał ją zabić była gotowa zginąć tylko po to żeby jego uratować. Żeby poświęcić własne życie za kogoś innego trzeba naprawdę bardzo mocno i szczerze kochać ta osobę, skoro jego życie jest ważniejsze niż własne.
Chociaż bardzo podziwiam Wagabundę to trochę tez jej nie rozumiem, nigdy bym nie poświęciła własnego życia dla wroga np. Kaila czy Łowczyni. Ale właśnie tak autorka przedstawiła "dusze", które zawładnęły ludźmi i światem, że mimo wszystko są dobre i pomocne dla wszystkich.

Patrząc z perspektywy Melami, która nagle obudziła się bez możliwości ruszania swoim ciałem, bez jakiekolwiek interakcji ze światem zewnętrznym, to i tak uważam że dobrze to znosiła. Ja na jej miejscu pewnie już dano bym się poddała gdy bym była bezsilna i nawet nie mogła ruszać własnym ciałem, a tym bardziej gdy ktoś inny by za mnie myślał i rozmawiał ze mną w mojej głowie. Albo bym zwariowała z tej niemocy.

Co do filmu: popełniłam jeden podstawowy błąd, obejrzałam go w czasie czytania książki, no ale nie mogłam już dłużej wytrzymać i uległam. Jak zwykle uważam że książka jest o niebo lepsza od filmu, chociaż muszę przyznać, że film też mi się podobał. Oczywiście niektóre watki różnią się od siebie, ale wiem że nigdy nie da się dokładnie odzwierciedlić tego co jest w książce. Albo po prostu reżyser ma inne wyobrażenie o tym.